poniedziałek, 31 grudnia 2012

Epilog

- Ja, Zuzanna, biorę, Ciebie, Michaelu za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę, aż do śmierci.

- Ja, Michael, biorę, Ciebie, Zuzanno za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę, aż do śmierci.


"Ten czar musi trwać - jak wtedy,
 kiedy po raz pierwszy całowali się,
kiedy po raz pierwszy wzięli się za ręce.
I dopiero wtedy jest pełne szczęście i ciągła radość."

___________________________________________________________________________

Żegnamy stary rok, żegnamy się z Zuzią, Philippem, Michaelem, Alexandrem...

Wiem, że epilog jest marny, ale żywcem nie dałam rady nic więcej napisać.

Pora przejść do tego, co z jednej strony przyjemne z drugiej niekoniecznie.

Caroline, Pauleen - dziękuję za czytanie, komentowanie i wytrzymywanie z moimi chorymi pomysłami. Jestem naprawdę pod wrażeniem :) Dziękuję <3

Dagmara - Tobie za cierpliwość. Wytrzymujesz ze mną na codzień <3

Wszystkim komentującym - za komentowanie :)

Wszystkim czytającym - mam nadzieję, że opowiadanie Wam się podobało. Jednak miło by było poznać Waszą opinię :)

Od jutra (1 stycznia) możecie mnie spotkać TU.

Na nadchodzący rok życzę wszystkim duużo zdrowia, radości, spełnienia marzeń i niech będzie od lepszy od tego, który za parę godzin odejdzie w zapomnienie :)

Pozdrawiam Was, kochani :*

I jeszcze odrobinka statystyki (jak na mat-inf przystało):
-> Opowiadanie zajęło 23 strony A4
-> Czyli aż 8111 wyrazów
-> Pełna liczba odwiedzin strony: 1891, w tym:
    --> Polska: 1517
    --> Stany Zjednoczone: 107
    --> Wielka Brytania: 57
    --> Rosja: 32
    --> Izrael: 23
    --> Francja: 10
    --> Niemcy: 8

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 15

przesuwamy akcję o miesiąc :)

Siedziałam na kanapie wtulona w Michaela. W telewizji leciała jakaś komedia romantyczna, ale mój chłopak nie był nią zbytnio zainteresowany. Znaczy na początku był, a potem… Zaczął bawić się moimi włosami, całował mnie w głowę.
- Kurde, Mike, ja naprawdę usiłuję obejrzeć ten film. – powiedziałam, zrywając się z kanapy.
- Zuzia… - chłopak wstał, objął mnie i przysunął twarz do mojego ucha. – Zuzia… Ty oglądaj, a ja się pobawię Twoimi włoskami, dobrze?
- Ale nie mogę się wtedy na filmie skupić…
- Siadaj i oglądaj.
Usiedliśmy w poprzedniej pozycji. Nie minęło parę minut, a na policzku poczułam dłoń chłopaka. Najpierw delikatnie go głaskał, a potem delikatnie ujął mnie za podbródek i podniósł moją głowę, tak, że swobodnie mogłam wpatrywać się w jego oczy. Przez parę chwil Williams patrzył mi w oczy, a potem nachylił się i złożył jeden z najczulszych pocałunków, jaki kiedykolwiek czułam. Pieścił ustami moje wargi, a ja wiedziałam, że za wiele tego filmu już nie obejrzę. Nie przestając mnie całować, jego ręce zawędrowały trochę niżej, tam gdzie był pierwszy zapięty guzik mojej bluzki. Zaczął mnie rozpinać. Odwdzięczyłam mu się tym samym, tyle, że ja już parę razy widziałam go bez koszulki, a on mnie nie. Było oczywiste, że się nie spieszy. Mimo, iż siedzieliśmy w mieszkaniu Lahma, nie było ryzyka, że mogą szybko wrócić. To Philipp zaaranżował nasze spotkanie. Chciał abyśmy pobyli sami. A on z Alexandrem zabrał dzieciaki do Lahmowych rodziców. Czułam Mike’owe usta na mojej szyi, potem schodzące coraz niżej. Gdy zaczął zabierać się do rozpięcia moich spodni przypomniało mi się, co pewnego razu powiedział mi Lahm. „Przepraszam kochanie, ale mnie nie podniecasz.”. Natychmiast wstałam z kanapy i podeszłam w stronę okna.
- Przepraszam, skarbie. – chłopak objął mnie od tyłu w pasie i wtulił się w moje plecy. – Jeśli jeszcze nie jesteś gotowa, to poczekam. Nie bój się.
- To nie o to chodzi. – powiedziałam i odwróciłam się by być twarzą w twarz z Michaelem. – Po prostu… Po prostu przypomniało mi się, co pewnego razu powiedział do mnie Philipp.
- Co Ci powiedział?
- Że go nie podniecam.
- Skarbuś – Mike uśmiechnął się i odgarnął mi włosy z twarzy – Przecież Philipp jest gejem. Nie możesz go podniecać.
- Wiem, ale…
- Nie przejmuj się tym.
- A Ty? Co czujesz, gdy ze mną jesteś?
- Czuję się, jak najszczęśliwszy facet na świecie. A jeśli chodzi o „inne sprawy”, to mógłbym się kochać z Tobą tu i teraz. Ale jeżeli nie chcesz, to tego nie zrobimy. Chciałbym, aby to była najpiękniejsza chwila w naszym życiu. A jeżeli nie będzie ona piękna dla Ciebie, to dla mnie także nie. Kocham Cię Zuziu.
- Dziękuję, kochanie. – wyszeptałam chłopcu prosto do ucha, po czym musnęłam wargami jego usta.
Całowaliśmy się. Nie wiem, jak długo, ale w pewnej chwili drzwi do mieszkania otworzyły się. Odwróciłam głowę i zobaczyłam w nich Lahma z przerażoną miną i Anią na rękach.
- Zuza, Zuza, zapomniałem pieluch! – zaczął krzyczeć zdenerwowany Lahm.
- Philipp, bierz te pieluchy. – dałam mu całą paczkę. – I znikaj!
- Możesz wrócić jutro! – dodał Mike i objął mnie mocno.
Gdy Lahm wyszedł, chłopak cofnął się i zlustrował mnie wzrokiem.
- Wyglądasz prześlicznie. – powiedział i zbliżył się do mnie.
- Mam pytanie. – stwierdziłam, usiadłam na sofie i podkuliłam nogi.
- Jakie? – Williams kucnął i oparł głowę na moich kolanach.
- Robiłeś to już kiedyś?
- Ale co?
- No… Uprawiałeś seks?
- Nie.
- Serio?
- Serio serio. Nie znalazłem jeszcze odpowiedniej osoby. Znaczy, już znalazłem. Ale jeśli ta osoba nie będzie jeszcze chciała, to do niczego nie będę jej zmuszał.
- Kocham Cię, Mike.
- Kocham Cię Zuziu. Jesteś całym moim światem. Ja też mam pytanie. Zuziu, kochanie Ty moje, wyjdziesz za mnie?
Williams uklęknął, a moim oczom ukazał się piękny pierścionek. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Och, Mike, ja… Tak kochanie, tak!
Chłopak włożył mi pierścionek na palec, a potem pocałował. Całowaliśmy się długo. W końcu, narzeczony wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka.
--------------------------------
No to w Sylwestra epilog...
Pozdrawiam :*

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 14


Siedziałam w ciepłym mieszkaniu Mike’a na bardzo wygodnej kanapie, bawiąc się palcami na kieliszku pełnym czerwonego wina, postanowiłam dowiedzieć się czegoś o moim nowym koledze.

- Opowiedz mi coś o sobie. – poprosiłam, gdy usiadł obok mnie. – Proszę…

- No, dobrze. Michael Williams, lat 22, urodzony w Londynie. Syn Jackie i Paolo Williamsa. Dziennikarz śledczy. W Niemczech mieszka od trzech lat. Podoba mu się Zuza.

- Prezentacja na chwilę obecną wystarczająca. – powiedziałam z uśmiechem, po czym zamoczyłam usta w winie. Było przepyszne. – A co wiesz o mnie?

- Jesteś gotowa na wysłuchanie tego?

- Pokiwałam twierdząco głową i usadowiłam się wygodnie na kanapie. Mike popatrzył mi w oczy.

- Zuzanna Marta Majewska, urodzona 10 kwietnia 1994 roku w Monachium jako Laura Anne Lahm. Siostra piłkarza Bayernu Monachium i kapitana reprezentacji Niemiec w piłce nożnej Philippa Lahma. W wieku trzech lat porwana przez handlarzy żywym towarem, sprzedana Beacie i Markowi Majewskim. „Sprzedawcy” pomogli przy „zalegalizowaniu” dziecka. Ukończyła szkołę podstawową i gimnazjum we Wrocławiu. Zaczęła liceum ogólnokształcące we Wrocławiu, jednak od paru miesięcy uczy się w tutejszej szkole średniej. Niedługo zdaje egzaminy końcowe. Wystarczy?

Łzy zakręciły mi się w oczach. Handlarze żywym towarem? Sprzedana? Duszkiem wypiłam resztę wina, którą miałam w kieliszku i zaczęłam płakać.

- Zuza – wyszeptał Williams mocno przytulając mnie do siebie. – Zusia, przepraszam… Nie wiedziałem, że nic o tym nie wiesz… Wybacz mi…
 
----------------------------------------
Wiem, że rozdział krótki, ale taki miał być :)
A z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia,
życzę Wam duuuuużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń,
szalonego Sylwestra, ale tak by można było 2 stycznia wyruszyć do szkoły/pracy/na studia,
oraz niech nowonarodzone Dzieciątko błogosławi Wam w Nowym Roku :*

środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 13


W końcu nadeszła upragniona sobota. Nie oszukujmy się, bardzo pragnęłam spotkać się z nowym kolegą. Chociaż z drugiej strony odrobinę się bałam. Przecież ja nawet go nie znam. Skąd mam wiedzieć, czy nie weźmie mnie gdzieś na boczek, w krzaczki, i nie zgwałci? Przecież w dzisiejszym świecie jest to bardzo możliwe. No cóż… Myślę, że Lahm także nie dałby mi się umówić  z  byle kim. W końcu jestem jego siostrą, no nie?

Cały dzień miotałam się po domu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Efektem tego było ogromne roztrzepanie, którego apogeum osiągnęłam, gdy Aleksandr znalazł mój biustonosz w swojej szufladzie na bieliznę, a portfel Philippa w lodówce.

- Aż się boję, co znajdę w piekarniku. – powiedział Pietrow, podając mi portfel. – Zuzka, ja wiem, że się stresujesz, ale weź się ogarnij, bo w końcu może stać się komuś krzywda.

- To może pójdę przygotować kolację? – zaproponowałam, wiedząc, że Sasza na zbyt wiele mi nie pozwoli.

- O nie, młoda damo, nie ma mowy. Chyba nie chcesz nasz wszystkich otruć?

- Ale Sasza…

- Żadnego „ale Sasza”! Ty, kochanie, idziesz się ubierać, żebyś się pięknie prezentowała na randce, a ja idę do kuchni i przygotuję dla nas – tu pokazał na siebie i dzieci – coś zjadliwego.

- A ja?

- A Ty sobie na randce pojesz. I pamiętaj – nie mów do mnie Sasza…

- Czemu mam nie mówić Sasza, drogi Saszo?

- Bo to zdrobnienie przypomina mi niemiłe wydarzenie z mojego dzieciństwa. Kiedyś Ci opowiem, ok?

- Dobrze. – powiedziałam i przytuliłam się do Rosjanina. – Kocham Cię, wiesz?

- Ja Ciebie też, kochanie… Ja Ciebie też… A teraz zmykaj ubierać się. Pamiętaj, masz wyglądać tak, żeby go zachwycić.

Poszłam do łazienki, aby przygotować się do wieczornego wyjścia. Założyłam kremową sukienkę, odcinaną pod biustem szerokim czarnym paskiem. Koronka u dołu sukienki także była w kolorze czarnym, tak jak moje szpilki i torebka. Do tego delikatny makijaż i byłam gotowa do wyjścia. Musiało minąć dużo czasu od mojego wyjścia z salonu, bo do salonu zaczął dobijać się Philipp przypominając mi, że jeżeli chcemy zdążyć na wieczorne spotkanie, to musimy za chwilę wyruszać. Po raz ostatni zerknęłam w lustro i wyszłam z pomieszczenia.

- Boże, czemu ja jestem gejem… - westchnął Alex, gdy weszłam do salonu, aby się z nim pożegnać.

- Źle Ci ze mną? – zapytał go Lahm, mierzwiąc mu włosy.

- Jest mi z Tobą cudownie, słońce. – zaśmiał się Pietrow i cmoknął swojego chłopaka w policzek. – No, ale popatrz na nią. Czyż nie jest piękna? Wiesz, czego się boję? Że ten cały, jak mu tam, Mick?

- Mike. – podpowiedziałam, żegnając się z „moimi” dzieciaczkami

- No właśnie, Mike. Że ten cały Mike będzie chciał zrobić krzywdę naszej dziewczynce.

Łzy stanęły mi w oczach. Powiedział „naszej dziewczynce”. Tak naprawdę, dopiero od pobytu w Monachium zaczęłam być naprawdę kochana. I przez Lahma i  przez Pietrowa. Wiedziałam, że jestem kochana i że przy nich nie muszę się bać. Bo oni zawsze będą ze mną.

Podeszłam do mężczyzn i mocno ich przytuliłam.

- Już dobrze, kochanie. – szeptał mi do ucha Lahm, głaskając po plecach. – Tylko nie płacz, bo jak będziesz wyglądała na randce z Michaelem, co?

- OK, już przestaję. – powiedziałam. – To co, jedziemy?

Dwadzieścia minut później, Philipp parkował swoje auto przed Eisblumen Restaurant, gdzie byłam umówiona z nowym kolegą. Wysiadając z auta, zauważyłam Jego stojącego przed drzwi restauracji. Lahm, jak na dobrego braciszka przystało, odprowadził mnie pod same drzwi. Mike otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka, a gdy obróciłam się za moim towarzyszem okazało się, że Philipp coś jeszcze do niego mówi. Lecz gdy tylko zobaczył mój wzrok poklepał Michaela po ramieniu i ruszył w kierunku samochodu.

- Przepraszam. – powiedział mój towarzysz i objął mnie ramieniem. – Zapraszam piękną Panią do stolika.

Zostaliśmy szybko obsłużeni przez młodego, całkiem przystojnego kelnera. Po odebraniu naszych zamówień, on skierował się w stronę kuchni, a my próbowaliśmy ze sobą rozmawiać. Po długiej chwili ciszy, Mike w końcu się przełamał.

- Wybacz mi, Zuza. Wyobraź sobie, że pracuję jako dziennikarz śledczy i potrafię rozmawiać z różnymi ludźmi. A tu nagle, siedzi naprzeciwko mnie przepiękna dziewczyna, której nie umiem się oprzeć i nie mogę słowa powiedzieć.

- No to  opowiedz mi coś o sobie. – oparłam twarz na dłoniach i zalotnie uśmiechnęłam się do chłopaka. – Jak się nazywasz, skąd jesteś itp.

- A może najpierw Ty? Panie przodem. – puścił mi oczko.

- Podejrzewam, że jako dziennikarz śledczy wyszukałeś bardzo dużo informacji na mój temat.

- Jednego nie udało mi się odnaleźć…

- Czego?

- Podobam Ci się?

Zatkało mnie delikatnie, jednak zlustrowałam chłopaka wzrokiem. 

- Bardzo mi się podobasz. – wyszeptałam, rumieniąc się.

Chłopak podniósł się z krzesła, oparł ręce na naszym stoliku i przybliżył się do mnie. Przeczuwałam, co może się stać, więc zbliżyłam swoją twarz do jego. Tak, tak, tak! Pocałował mnie! Co prawda, było to tylko takie delikatne muśnięcie, ale… Co za przyjemność! J

- Państwa zamówienie. – usłyszałam nad swoją głową stanowczy głos kelnera.

Zaczerwienieni wróciliśmy do cywilizowanych pozycji, powszechnie akceptowanych w miejscu publicznym. Speszeni, w ciszy zjedliśmy posiłek. Szybko za niego zapłaciliśmy, a potem Mike zaproponował, żebyśmy pojechali do niego do mieszkania na kieliszeczek wina. Zgodziłam się.
 
------------------------------
Wybaczcie opóźnienie. Tak wyszło.
Za to dzisiaj długi rozdział :)
I tu smutna wiadomość.
Jeszcze planuję trzy, max. cztery rozdziały...
Ostatni na pewno zostanie opublikowany w Sylwestra.
A w Nowy Rok (zgadnijcie, z jakiej okazji :D)
zostanie dodany prolog na:
Pozdrawiam cieplutko :*

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 12

W czwartkowe popołudnie razem z Lahmem wybraliśmy się na zakupy, by kupić sukienkę na randkę z Michaelem. Bałam się tego spotkania. Przecież miałam spotkać się z mężczyzną, którego poznałam w sklepie i znałam tylko jego imię. Na dodatek, wydarzenia minionego weekendu trochę namieszały mi w głowie. Gdy mijaliśmy monachijski szpital wpadłam na pewien pomysł.
- Skręcaj do szpitala. – powiedziałam i zaczęłam szukać dokumentów w torebce.
- Zuza, wszystko w porządku?
- Zróbmy badania DNA.
- CO?!
- W ten sposób sprawdzimy, czy Twoi rodzice mają rację.
Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. A Philipp wykorzystał to, że jest kim jest i obiecali zrobić to porównanie poza kolejką. Czyli są szanse, że jeszcze dzisiaj dostaniemy wyniki. Ach, ta sława. Wtyki nawet w szpitalu ma…
Po pobraniu próbek do badania pojechaliśmy do tej galerii, w której poznałam Mike’a. Ale sklep wybraliśmy inny. Jednak nie był to dobry pomysł, bo nie było tam nic olśniewającego. Tylko w „naszym” sklepie były fajne rzeczy i rzeczywiście udało nam się coś wybrać.
Zakupy, jak zakupy, Lahm się w końcu znudził, więc pojechaliśmy do domu, gdzie czekała na nas następna niespodzianka. Mianowicie, do naszego ukochanego Aleksandra przyjechali rodzice. Tak, aż z Wołgogradu.
- Ach, Sasza, jaką Ty masz prześliczną wybrankę. – zawołała jego mama na mój widok.
Niestety, nie dane było jej się nacieszyć „wybranką” syna, gdyż ich pierworodny w końcu uświadomił ich, że nie ma „wybranki”, a jest „wybranek”. Czy byli zadowoleni? No cóż… Chyba nikt nie byłby zadowolony, ale zaakceptowali Philippa. Mnie też. I stwierdzili, że lepiej by było, gdybym „żyła” z oboma chłopcami, a nie – ja się umawiam z obcym, a ci tutaj są razem. Ale co tam, takie życie J
Wieczorem zadzwonili do nas ze szpitala. I moje najgorsze przeczucia potwierdziły się. Nazywam się Laura Lahm i jestem siostrą Philippa Lahma, kapitana Bayernu Monachium i reprezentacji Niemiec w piłce nożnej…
------------------------------
Miałam dodać wcześniej, ale caly weekend spędziłam w Bukowinie ;)
Pozdrawiam :*

piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 11

Reszta dnia minęła nam na rozmowach o życiu. Philippa, Aleksa, Lahmowych rodziców i historii mojego życia. Gdy skończyłam opowiadać pani Lahm poprosiła męża i syna, aby poszli z nią na chwilę do kuchni. Zostaliśmy z Aleksem sami.
- Nie było tak źle. – powiedziałam, uśmiechając się do chłopaka. – Chyba Cię zaakceptowali.
- Wiesz? Mnie to mało obchodziło, czy zaakceptują. Kocham Philippa, czy to się komuś podoba, czy nie. – podniósł dumnie głowę do góry, po czym mocno mnie przytulił. – Dzięki, Zuzia. – powiedział po niemiecku, po czym przeszedł na polski. – Dzięki, kochanie, za wsparcie. Dzięki za to, że mieszkasz z Philippem. Dzięki, że nie muszę być o niego zazdrosny ;) I dziękuję za to, że jesteś dla mnie jak młodsza siostra i kocham Cię z całego, mojego, malutkiego, gejowskiego serduszka.
- Oooo, Aleks. – zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. – Ja też Cię braciszku, kocham z całego, mojego, gejowskiego serduszka.
- Nie jest ono malutkie?
- A jak może być malutkie skoro musi tyle wielkich osób pomieścić?
 - No, tak. – Rosjanin uśmiechnął się i ponownie przytulił.
W tej samej chwili do ogrodu wrócili państwo Lahm z ogromnym pudełkiem.
- Kochani, chcielibyśmy Wam jeszcze o czymś powiedzieć. – zaczęła mama Lahm, kładąc pudełko na stoliku przed nami. – Philipp Wam pewnie nie mówił, ale mieliśmy jeszcze drugie dziecko. Dziewczynkę. Zechciejcie zobaczyć zdjęcia.
Lahmy wyjmował zdjęcia, a otwarte pudełko aż kusiło, żeby do niego zajrzeć. Więc to zrobiłam. Z boku, obok sterty papierów leżała do góry nogami jakaś zabawka. Jak się później okazało, niebylejaka. Był to brunatny miś, wysoki na jakieś centymetrów z urwanym uszkiem.
- Tobias. – wyszeptałam, po chwili trzymania go w rękach. Nie wiem, jakim cudem, ale byłam święcie przekonana, że i ja miałam takiego miśka, gdy byłam mała.
- Co powiedziałaś? – dopytał pan Lahm, patrząc na żonę.
- Miałam podobnego misia w dzieciństwie. Nazywał się Tobias.
- Miałam rację. – mama Philippa podeszła do mnie i położyła mi ręce na ramionach. – Kochanie, czy mogę jeszcze zobaczyć Twój dowód?
- Jasne, proszę bardzo. – odpowiedziałam i wyjęłam z torebki dokument. Gdy kobieta go zobaczyła, musiała oprzeć się o stolik.
- Proszę Pani… Wszystko w porządku?
- Laura… Robert, to jest nasza Laura. Laurka kochana. – Kobieta objęła mnie ramionami i przyciągnęła do siebie.
- Mamo, to możliwe?
- Wyjmij wszystkie papiery dotyczące Laury Lahm. I odłóż je z powrotem, jeśli coś się nie zgadza. Dobrze znasz Zuzię, żeby zweryfikować wpisane tam informacje.
Nie odłożył… Nie odłożył ich… Jak to możliwe. Byłam ich córką? Byłam naprawdę siostrą Lahma? Miałam prawdziwą rodzinę? Kim byli Ci ludzie w Polsce? Nie byłam z nimi spokrewniona? Jakim cudem się tam znalazłam?
Nie potrafiłam powstrzymać łez. Nie wiedziałam, co się dzieje wokół mnie. Jeszcze parę minut temu byłam zwykłą dziewczyną z Wrocławia, mieszkającą u światowej klasy piłkarza, a tu nagle okazuje się, że jestem jego siostrą.
- Czy to prawda? – zapytałam, przełykając łzy.
- To musi być prawda. Och, po tylu latach w końcu się odnalazłaś. Zuziu, córeczko. Zostaniecie, kochani, z nami do jutra?
- Mamuś, nie mogę. Jutro mam trening.
- A Ty, Zuziu?
- Wolałabym wrócić z Philippem. Pozatym nie mam rzeczy dla maluchów.
- Trudno. Ale przyjedziecie w najbliższym dniach?
- Tak, proszę Pani. – odpowiedziałam z uśmiechem i zaczęliśmy zbierać się do wyjazdu.

---------------------------------
Wrzucam dzisiaj, bo ostatnio strasznie zawalałam :)
A pozatym, chciałabym w końcu zacząć jakiś nowy projekt
i przenieść blogi z Onetu na Blogspota :)
Pozdrawiam :*

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 10


Jechaliśmy w stronę małej miejscowości leżącej niedaleko Monachium. Przez całą drogą miałam wrażenie, że kiedyś już widziałam te miejsca. Tylko jak to jest możliwe? Przecież odkąd pamiętam, mieszkam w Polsce. Moimi rodzicami są Beata Tomczyk i Marek Majewski, tak? Jest za dużo niewyjaśnionych wątków w moim życiu.  
Dom Lahmowych rodziców był w kolorze jednego z odcieni pomarańczu. Gdy przyjechaliśmy, jego mama zamknęła bramę za BMW Philippa, a tata rozpalał grilla. Co najśmieszniejsze, całe otoczenie domu było takie, jak w moim śnie. Kiedy opuściłam samochod, mama mojego przyjaciela od razu przyszła się przywitać.
- Mamo, to jest Zuzia, moja przyjaciółka. Opowiadałem Ci o niej. A te dzieci w wózku to jej rodzeństwo: Ana i Piter.
- Witaj Zuzia, miło mi Cię poznać. – mama przyjaciela wycałowała mnie, zajrzała do wózeczka, a potem zaczęła mi się badawczo przyglądać.
- Coś… Coś nie tak? – zapytałam zmieszana.
- Nie, nic się nie stało, skarbie. – odpowiedziała, po czym zwróciła się w stronę Alexa. – A Pan to…
- Pietrow. Aleksandr Pietrow. Jestem przyjacielem Zuzanny i Philippa. Miło mi Panią poznać. – powiedział Alex i pocałował mamę Lahm w rękę.
- Chodźcie kochani, Roland już wstawia szaszłyczki.
Wszyscy razem poszliśmy do ogrodu, gdzie był ojciec Lahma. I trzeba przyznać, że syn zdecydowanie wdał się w ojca. Usiadłam na ławce obok Alexa i wyjęłam dzieciaki z wózka.

- Trzeba przyznać, Zuziu, że rodzeństwo wogóle do Ciebie niepodobne. - powiedziała mama Lahma, biorąc ode mnie Piotrusia.

- Ma Pani rację. Ale ja do rodziców też nie byłam podobna.

- Może masz geny po dziadkach?

- Niestety, nigdy nie miałam okazji ich poznać...

- Bardzo mi przykro. - odpowiedziała kobieta, wyraźnie zmieszana.

- Nie szkodzi. Obecnie moją rodziną jest dla mnie Pani syn, Aleksandr i dzieciaki.

- Wybacz mi niedyskretne pytanie, ale czy Ty spotykasz się z Philippem? To znaczy... Czy jesteście razem?

Zerknęłam na Lahma. To był właśnie ten moment, w którym on powinien się przyznać. I do bycia innej orientacji i do Pietrowa.

- Mamuś, tato, moglibyście usiąść? Chciałbym Wam coś oznajmić. A więc...

Zaciął się. Najnormalniej w świecie chłopak się zaciął. Popatrzyłam mu w oczy. Było w nich olbrzymie przerażenie i strach przed zranieniem rodziców. Wciąż siedząc na ławce trzymałam go za rękę. I chyba mu to pomogło, bo w końcu się przełamał.

- Boję się tego powiedzieć, ale... Mamo... Tato... Ja... Aleksander... My... No... Jestem gejem.

- Co?!

- Wolę chłopców, mamo. Nie chciałem Was ranić.

- Synku... - mama Philippa podeszła i mocno go do siebie przytuliła, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.

- Przepraszam, mamo...

- A jesteś szczęśliwy z nim chociaż? - zapytała mama, patrząc na Aleksa.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo...
--------------------------------------
Mogło być lepiej,
ale jest.
Pozdrawiam :*

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 9

Dochodziła 17, a Philipp dalej nie wrócił z treningu. Martwiłam się, bo nawet Alex zdążył już przyjść i właśnie usiłował wyciągnąć ode mnie opinię na temat chłopaka, który się ze mną umówił.
- Przepraszam Alex, ale muszę już zacząć się ubierać. Popilnujesz dzieci?
- Jasne Zuziu.
- Ty, jako jedyny, nie masz problemu ze zdrobnieniami mojego imienia. - zaśmiałam się i ruszzyłam w stronę łazienki.
- To dlatego, że mówię po rosyjsku. A Tobie już się chwaliłem, że pochodzę z Wołgogradu? Przez jakiś czas pracowałem też w Warszawie. Dopiero od jakichś trzech lat mieszkam w Niemczech, a od roku w Monachium.
- Mówisz po polsku?
- Bardzo dobrze to nie, ale dogadam się.
- Dobra, pogadamy za chwilę, bo naprawdę się nie zbiorę.
Ledwie udało mi się wejść do łazienki, a po paru minutach usłyszałam stukanie do drzwi i rozemocjonowany głos Philippa, że mam wychozdić. Kazałam mu napić się herbaty i dopiero wrócić pod drzwi. Gdy przyszedł ponownie, ja akurat była w pełni gotowa (ubrana, umalowana...).
- Przepraszam, jednak warto było czekać. - powiedział i pocałował mnie w policzek. - Wyglądasz prześlicznie.
- Dziękuję. Ej, a czy przed przyszłotygodniowym spotkaniem, moglibyśmy jechać po jakiś ładny ciuszek? Proszę.
- Nawet powinniśmy. Idź już, bo się napatrzyć nie mogę.
Weszłam do kuchni. Alex prawie z krzesła spadł, jak mnie zobaczył.
- Pięknie wyglądazs. - wykrztusił najpierw po rosyjsku, a potem po polsku i niemiecku.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i zaczęłam pakować rzeczy maluchów do torby.
- To jak z tym chłopakiem, który się z Tobą umówił? - zapytał Alex po polsku, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.
- Mówi po niemiecku, to na pewno. Ale na moje oko nie jest Niemcem. Z Europy Wschodniej też raczej nie. I nie Francuz, ani Włoch.
- No to niewiele Ci tych narodowości zostało. Hiszpan, Portugalczyk, "Beneluksiarz" lub Brytyjczyk. Przystojny chociaż?
- Dla mnie tak. A dla Ciebie to nie wiem, bo Ty spaczony umysł masz.
- Dzięki, że masz tak dobre zdanie o mnie.
- Dobra, ferajna, zbieramy się. - zakrzyknął Philipp po wyjściu z łazienki.
Postawił na elegancki luz. Koszula z krótkim rękawem, sweterek i jeansy. Zresztą Aleksandr ubrany był podobnie. Tylko ja odstrzelona w sukienkę. No i Ania. Ale to jest dziecko.

--------------------------------
Jestem z siebie dumna!
I wybaczcie, że tak późno...

sobota, 15 września 2012

Rozdział 8

Równo z dzwonkiem wyszłam ze szkoły i od razu dostrzegłam znajomą postać w charakterystycznych, ciemnych okularach opierającą się o srebrny samochód. Mężczyźnie musiało bardzo zależeć na kupnie tej sukienki, skoro był po mnie przed czasem. Cmoknęłam go w policzek i wsiadłm do auta.
 - Jak było? – zapytał, gdy wyjechał ze szkolnego parkingu.
 - Mogę Ci się pochwalić piątką z wybracowania o Lady Makbet i wpływie zbrodni na psychikę.
 - To jest to wypracowanie, które pisałaś na naszym ostatnim meczu?
 - Tak, chyba tak.
 - No to gratuluję. Ej, Zuzia, mam małe pytanie.
 - Wal.
 - Myślisz, że rodzice zaakceptują Alexandra?
 - Na Twoim miejscu, zastanawiałabym się, czy rodzice zaakceptują Twoją homoseksualność…
 - Nawet nie wiesz, jak bardzo się tego boję.
 - Philipp… Ej, Lahm, Ty płaczesz? Zatrzymaj samochód. – mężczyzna zrobił to, co kazałam i popatrzył na mnie. – Philipp…
Przytuliłam go do siebie. Trochę się trząsł, ale pod wpływem głaskania go po włosach i plecach uspokoił się.
 - Philipp, nie płacz. Będzie dobrze, na pewno.
 - Łatwo Ci mówić…
 - Jeżeli nie zrobisz publicznego coming-outu to raczej nie grozi Ci potępienie ze strony całego świata. A poza tym, na pewno masz dwie osoby, które świadomie, z całego serca Cię kochają. Nie przeszkadza im to, że jesteś gejem. Bo to jest miłość – gdy kocha się bezwarunkowo.
 - Wiesz, w tym momencie bardzo żałuję, że nie jestem hetero. Ale wiem jedno – Twój chłopak będzie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi.
 - Dziękuję. – odpowiedziałam i zaczerwieniłam się. – Ale teraz już jedźmy. Im szybciej będę mieć kupno sukienki za sobą, tym lepiej.
Piłkarz odpalił ponownie samochód i pojechaliśmy w stronę galerii handlowej. Tu zawsze można było znaleźć fajne rzeczy i, co najważniejsze, w naprawdę niskich cenach. Po zaparkowaniu pojazdu na jednym z podziemnych parkingów, ruszyliśmy  na podbój sklepów z ciuchami. Długo plątaliśmy się po niej bez konkretnego celu, jednak w końcu zauważyliśmy na wystawie TO. Otóż piękno TO było letnią, zwiewną sukienką, ale miało w sobie tyle uroku, że nie mogłam odwrócić od niej wzroku.
- Przymierzamy – powiedział Philipp, nie patrząc na cenę i wciągnął mniedo sklepu.
Weszłam do przebieralni i założyłam sukienkę. Wyglądała super, a na mnie prezentowała się zabójczo. Przez mieszkanie u Philippa przestałam wyglądać jak anorektyczka. I sukienka nie wisi na mnie, a ładnie się układa.
Pokazałam się mężczyźnie. Nie mógł oderwać oczu. Następnie popatrzyłam na cenę. 70€ za takie coś? Przegięcie.
- Lahmy, ja… Ja nie mogę tego kupić.
- Ale czemu? Wyglądasz przepięknie. Prawda? – Phil zaczepił młodego chłopaka, który akurat przechodził obok nas – Prawda, że wygląda przepięknie?
- Wie Pan co, ja podejrzewam, że Pana dziewczyna nawet w worku na ziemniaki wyglądałaby ślicznie.
- Ja pytam o tą sukienkę. Ładnie?
- Zajebiście. Gdyby Pani nie miała chłopaka, to bym się z Panią umówił.
- Ja nie mam chłopaka. – wyjaśniłam – Philipp jest… Trudno powiedzieć, że przyjacielem. Raczej braciszkiem.
- Panie Philippie, mogę się umówić z Pańską siostrą?
- Jeśli ona się zgodzi, to ja nie mam nic przeciwko – powiedział Lahm, a nasz nowy kolega popatrzył na mnie, oczekując odpowiedzi.
Pokiwała twierdząco głową, a chłopak wyglądał na wniebowziętego.
- To co? W sobotę?
- W sobotę nie mogę… Jedziemy do rodziców…
- To może za tydzień w sobotę?
- Z przyjemnością. – odpowiedziałam, a chłopak z radości pocałował mnie w policzek.
- Jestem Michael. To jest mój numer telefonu. – podał mi swoją wizytówkę. – Zadzwoń do mnie w przyszłym tygodniu, to umówimy się na konkretną godzinkę.
- OK. – uśmiechnęłam się. – Na imię mi Zuza.
- Miło Cię poznać, Susan. Do widzenia! – powiedział i odszedł w swoją stronę, nucąc pod nosem ‘oh Susanna’.
----------------------
No i jest ósemka.
Mam nadzieję, że się podoba :)

sobota, 8 września 2012

Rozdział 7

… mężczyzny?
- Kochanie Ty moje najdroższ, to jest Alex – powiedział i wypuścił mnie z objęć.
Alexander (a właściwie, jak się okazało - Aleksandr) był młodym, dobrze zbudowanym mężczyzną, na oko w wieku Philippa. Jego błękitne oczy zdawały się przenikać mnie na wylot. Diamentowy kolczyk w uchu wyraźnie kontrastował z jego ciemną czuprynką.
- Lahmy, dla niej to ja bym mógł stać się hetero. – zaśmiał się partner mojego przyjaciela, a ja zgromiłam współlokatora wzrokiem.
- Stało się coś, Zuziu? – zapytał Philipp, obejmując mnie w pasie.
- Jesteś szują, Lahm. – odpowiedziałam, wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam do pokoju, gdzie spali Ania i Piotruś. Rozpłakałam się. Chwilę po mnie do pokoju wszedł mój wspołlokator.
- Zuzia… - wyszeptał i przytulił mnie. – Zuzia, kochanie, powiedz mi, o co chozdi…
- Po co mnie całowałeś? Po co mnie całowałeś, wiedząc, że jesteś gejem? Nie pomyślałeś o tym, żę mogę się w Tobie zakochać? Nie…
- Zuzia, przepraszam. Ja… Ja wstydziłem się tego, że jestem homoseksualistą. Myślałem, że jak ciągle będę z Tobą, to w końcu uda mi się w Tobie zakochać. Wyszło trochę nie po mojej myśli, bo zakochałm się w Alexie. Ale Ciebie pokochałem całym sercem. I pomimo tego, że jestem z nim, to jesteś dla mnie bardzo, bardzo ważna i nikomu nie pozwolę, aby Cię skrzywdził. Wiem, że przed chwilą,  ja to zrobiłem, ale uwierz mi, że nie chciałem, żeby to tak wyszło. I nawet nie myśl o tym, że pozwolę Ci się wyprowadzić…
- Zraniłeś mnie, Philipp. Ale i tak nie mam się gdzie podziać, więc zostaję.
- Kocham Cię, wiesz o tym…
- Ej, mam pytanie. Wy… Czy Wy ze sobą, no, ten tego, sypiacie?
- Nie.
- Nie?
- Nie. No co Ty. Tak, wolę chłopców, ale chłopiec z chłopcem nie może sypiać.
- Może…
- Cicho, to jest obrzydliwe. Kocham Alexa, ale nie prześpię się z nim. Prędzej bym to zrobił z Tobą, lecz, niestety, nie podniecasz mnie, kochanie.
- Dowiedzieć się od faceta, że nie działa się na jego zmysły… Bezcenne… - powiedziałam z ironią.
- Pamiętaj, że jestem gejem.
- Mimo wszystko jest to nieprzyjemne.
- No przeeepraaaszaaam…
- Ale to dobrze, że z nim nie sypiasz.
- Ty powinnaś sobie kogoś znaleźć.
- Ale jak? Albo siedzę w szkole, albo z maluchami. Nie mam kiedy…
- A jakby tak, w któryś dzień, Alex został z dziećmi, a my pójdziemy na zakupy? Kupimy Ci jakąś ładną sukienkę. Nie możesz ciągle w spodniach chodzić.
- Dobra, jaki jest powód?
- Powód, czego?
- Prawdziwy powód, dla którego chcesz mi kupić sukienkę…
- Ok. Moi rodzice zaprosili nas na sobotę na grilla. O Tobie im opowiadałem, ale chciałbym, żeby poznali Alexa. W porządku?
- Treraz tak. – uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju.
Na kanapie w salonie rozgościł się Alexander. Popatrzył na mnie i z siatki, którą miał ze sobą, wyjął butelkę wódki. Pokręciłam przecząco głową i poszłam do kuchni, gdzie kończyła się przygotowywać nasza kolacja.
---------------------------------
Mam głęboką nadzieję, że Was zszokowałam ;)
Takie było zamierzenie :)
Pozdrawiam :*

sobota, 1 września 2012

Rozdział 6

Obudził mnie ciepły głos Philippa, informujący, że jesteśmy na miejscu. Zaspana, wzięłam maluchy na ręce i powlokłam się za towarzyszem do mieszkania. Nie było ono jakieś ogromne, ale też nie była to klitka. Trzy sypialnie, kuchnia, łazienka, duży pokój dzienny i taras. Rozejrzałam się po moim nowym miejscu zamieszkania. A potem podeszłam do Philippa i mocno się do niego przytuliłam.
- Dziękuję. – powiedziałam i popatrzyłam w oczy mojemu „wybawcy”.
- Wiesz, że nie ma za co.
- Uwierz mi, że jest. Ja…
Nie dane było mi dokończyć, bo Philipp pocałował mnie. Nie w głowę, nie w policzek, a w usta. Byłam w ogromnym szoku. Nie spodziewałam się tego. Czy on chciał sobie dziewczynę sprowadzić? Myśli kotłowały mi się w głowie, ale żadnej nie umiałam sobie racjonalnie złożyć. Nie powiem, dobrze całował. Czyżbym zaczynała się w nim zakochiwać?
********
Od mojego wprowadzenia się do Philippa minęły trzy miesiące. Z każdym dniem uświadamiałam sobie, że Lahm jest dla mnie bardzo ważny. Być może byłam w nim troszkę zakochana. Ale myślę, że to też dlatego, że tak wiele mu zawdzięczam. Pewnego dnia postanowiłam poważnie z mężczyzną porozmawiać.
- Philipp ja… Ja muszę Ci coś powiedzieć… Ja… Kocham Cię, Philipp. – wyznałam i popatrzyłam na niego nieśmiało. – Nie planowałam i nie chciałam się zakochiwać. Ale miłość rządzi się swoimi prawami.
- Zuzia… - wyszeptał i przytulił mnie. Ja Ciebie też kocham. Nawet bardzo. Ale nie w ten sposób. Proszę, nie zrozum mnie źle. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu, ale… Jestem zakochany w kimś innym. I bardzo chciałem Ci tą osobę dziś przedstawić. Tylko… Nie wiem, czy jesteś w stanie teraz ją poznać.
- Bardzo chciałabym poznać osobę, która skradła woje serce. – odpowiedziałam i mocniej wtuliłam się w ciepłe ciało piłkarza.
- Możesz wejść! – krzyknął Lahm w kierunku drzwi, a moim oczom ukazała się postać…

------------------
Przepraszam, że tak późno.
Po prostu, tak wyszło.

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 5

Obudziły mnie głosy żywej rozmowy, dochodzące z kuchni. Zrobiło mi się wstyd, że przez mnie państwo Trzos nie mogą przyjąć gościa w salonie, tylko siedzą w kuchni. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i zeszłam do kuchni. Spodziewałam się zobaczyć tam panią Robertę przygotowującą śniadanie, ale nie. Moim oczom ukazał się Philipp. Na jego twarzy malowało się ogromne zmęczenie. Ale był. Przyjechał do mnie.
Mama na pewno zapytałaby, czy ufam mu aż tak bardzo. Czy ufam? Nie wiem. Na pewno trochę się boję. Przecież tego człowieka prawie nie znam. Ale cóż. Czasem trzeba zaryzykować.
Przytuliłam się do mężczyzny. Zmalał, czy co? Ile on może mieć wzrostu, skoro jest ode mnie wyższy o długość swojego czoła, a ja mam metr sześćdziesiąc siedem? W każdym razie, był bardzo cieplutki.
- Słyszałem, że wyjeżdżasz do Monachium. – powiedział, gdy pani Roberta weszła do pomieszczenia.
- Naprawdę? Nic o tym nie wiem.
- Przecież Cię tu nie zostawię. Jedziesz ze mną i nie masz możliwości odmowy.
- A co z Anią i Piotrusiem?
- Weźmiesz ze sobą.
- Pogięło Cię chyba. Ale o tym potem. Masz auto?
- Wynająłem. – napuszył się jak paw.
- I super. Podrzucisz mnie do taty.
- CO?!
- Proszę. Muszę z nim porozmawiać.
- W porządku.
Podjechaliśmy wynajętym samochodem do mojego domu. Cały czas paliło się światło, co znaczy, że tata albo spał albo był pijany. Weszłam do środka. Nie było to trudne, gdyż drzwi wcale nie były zamknięte na klucz. Na kanapie zobaczyłam ojca. Spał z butelką piwa w ręce. Po cichu do niego podeszłam i próbowałam obudzić. Po paru minutach udało się.
- Cześć tato.
- Zuzua? Co Ty tuuu robiszz?
- Tato, Ty mnie wczoraj z domu wyrzuciłeś. Na pewno mam to zrobić?
- Nie chcę dzieci. Nie chcę.  
- Zrzeczesz się prawa do Ani i Piotra? – na te słowa, ojciec natychmiast otrzeźwiał.
- Tak. Dziś. A Ty pójdziesz ze mną. Zostawię je Tobie.
Nie chciał nic więcej. Zrzekł się praw rodzicielskich. Sędzia był kolegą mojego taty jeszcze z czasów studenckich. Wbrew tego, co mówiłam, spreparowali dokumenty i wyszło na to, że rozprawa na ten temat już się „odbyła” i jestem opiekunką prawną maluchów. Ojciec nie robił problemów. Powiedział, że mogę z mieszkania zabrać wszystko, co zechcę. Nie mieliśmy za wiele, ale troszkę tego było. Maluszki zostały wpisane do mojego paszportu, więc Philipp zadzwonił po swojego kumpla, żeby przyjechał samochodem z Monachium, abyśmy jak najszybciej się tam dostali.
********
Dom był mały, parterowy, w kolorze oranżu. Przed domem stała mała altanka, a obok altany – piaskownica. W piaskownicy bawiła się mała dziewczynka. Z dorosłymi, w altance, siedział na oko 11 letni chłopiec. W pewnej chwili, chłopiec poszedł do domu. Nie wyszedł jednak z niego, bo rozległ się płacz. Dorośli pobiegli do środka. Okazało się, że chłopiec skręcił kostkę na schodach. Gdy wrócili do ogródka, małej dziewczynki nigdzie nie było…
********
Ten sen śni mi się co jakiś czas od dobrych paru lat. Tak jak dzisiaj. I nie wiem, czym on jest wywoływany. Wtedy, gdy spałam u Philippa także mi się śnił. Czemu tak się dzieje? Czemu od dzieciństwa miałam „dryg” do niemieckiego, mimo, że nigdy tam nie mieszkałam?
Większość mojego życia stanowi zagadkę. Dopiero teraz okazuje się, że życie mojej rodziny składa się z samych tajemnic. Bo niby dlaczego mama tak bardzo chciała wracać wtedy do Wrocka? Wiedziała, że tata nas bije, ale chciała wrócić. Jestem pewna, że nie była prawdziwa jej odpowiedź wtedy. Nie wracała dlatego, że kochała tatę. Dlaczego auto ją potrąciło, gdy szła po chodniku? Czemu nie złapano sprawcy? I dlaczego nie mam charakteru żadnego z rodziców? Dlaczego moi rodzice nigdy nie kontaktowali się z dziadkami? Dlaczego…?
---------------------
Rozdział dzisiaj, bo za parę godzin wyjeżdżam,
a muszę się jeszcze dopakować. ;)
Następny już wprzyszłą sobotę :)
Pozdrawiam :*

sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 4

Pół roku później…
Tak, to już dziś. Oficjalnie od dnia dzisiejszego jestem osobą pełnoletnią. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. W końcu będę mogła odwiedzić Philippa w Monachium i nie będę mieć z tego powodu żadnych problemów. Byłam już nawet dowód osobisty wyrobić. Pani z urzędu powiedziała, żebym za dwa tygodnie się do nich zgłosiła po odbiór dokumentu. W drodze powrotnej musiałam jeszcze jakieś zakupy zrobić, bo przecież muszę coś „postawić”. Od naszego powrotu do Wrocławia, tata przestał pić z kolegami. Poważnie wziął się za szukanie pracy. Na razie robi na budowie, ale ma ambicje na coś więcej. Jestem z niego bardzo dumna! Mama czeka aż dzieci skończą roczek i dopiero wtedy pójdzie do pracy. Zaczynamy się wydostawać z tej najgorszej biedoty. Przestała nas w końcu nawiedzać co dwa dni opieka społeczna. Naprawdę jestem szczęśliwa. Mam w końcu zgodną rodzinę i wszystko układa się po mojej myśli…
Weszłam do kuchni. Była tam moja mama, tata oraz Ania z Piotrusiem.
- Wszystkiego najlepszego! – zawolali radośnie, a do moich oczu napłynęły łzy. Przytuliłam wszystkich po kolei, a potem zabrałam się za krojenie tortu.
Spędziliśmy bardzo radosne popołudnie w swoim towarzystwie. Wypiliśmy sok, który kupiłam, oraz szampana kupionego przez tatę. Nikt nie był pijany, nikt się nie awanturował. Super!
A najlepsze jest to, że uwierzyłam, że tak idealnie będzie zawsze. Naiwna. Wszystko zepsuło się raptem parę miesięcy później. Mama wróciła do pracy, ja po powrocie ze szkoły zajmowałam się rodzeństwem. Czasami opiekował się nimi tata. Układało się. Pewnego wieczoru, gdy byłam sama w domku, ktoś zapukał do naszych drzwi. Byłam przekonana, że to mama, bo już parenaście minut temu powinna wrócić. Niestety, przed drzwiami ujrzałam naszego dzielnicowego. Ja znam jego, on zna mnie. Często był wzywany do awantur, które odbywały się u nas w domu.
- Dzień dobry, panie Darku. – powiedziałam z uśmiechem. – Zapraszam, niech Pan wejdzie.
- Dzień dobry, pani Zuziu. Do kuchni?
- Tak, tak. Proszę.
- Herbatki?
- Nie, nie. Będę zaraz leciał. – odpowiedział. Od razu widać było, że coś go gryzie. – Niech Pani lepiej usiądzie.
- Stało się coś?
- Może powiem to Pani wprost. Pani mama nie żyje.
- Jak to?
- Wracając z pracy, potrącił ją samochód. Jest to o tyle dziwne, że stało się to na chodniku.  Nasi policjanci już nad tym pracują. Serdecznie Pani współczuję.
Wpatrywałam się w dzielnicowego i usiłowałam sobie przetrawić to, oc do mnie właśnie powiedział. Chyba nie dochodziło do świadomości, bo odprowadziłam go do drzwi, położyłam dzieci spać i, dopiero gdy usiadłam na kanapie, uświadomiłam sobie co się stało i rozpłakałam się. Niedługo później przyszedł ojciec. Wytłumaczyłam mu, co się stało. On nic nie powiedział, tylko mocno przytulił i kazał położyć się spać. Posłusznie wykonałam jego polecenie…
Obudził mnie huk tłuczonych talerzy. Natychmiast pobiegłam do kuchni, gdzie zobaczyłam tatę, który te talerze rozbija. Był pijany. Pewnie tak zdołowała go śmierć mamy, ale to nie znaczy, że powinien od razu się upijać. Gdy mnie zauważył, od razu ruszył z łapami. Kazał się wynosić razem z dzieciaczkami. Krzyczał, że jesteśmy (ugrzeczniam) z nieprawego łoża, że nasza mama była złą kobietą itp. Dał mi godzinę na spakowanie się i wyprowadzkę. Gdy stałam już z dziećmi i bagażami w drzwiach, podeszłam jeszcze do taty i pierwszy raz od wielu lat powiedziałam mu, że go kocham. Bo go kocham. Ale nie będę na siłę z nim siedzieć.
Nie wiedząc, do kogo mogę się udać, poszłam do pana Darka. Jego żona kiedyś powiedziała, że w razie problemów zawsze mogę do nich przyjść. Tak więc zrobiłam. Pani Roberta zrobiła nam śniadanie i pozwoliła zostać tak długo, jak będziemy tego potrzebować. W tej samej chwili przypomniałam sobie o moim znajomym z pociągu. Wyjęłam zeszyt z kontaktami i poprosiłam o możliwość skorzystania z telefonu. Odebrał od razu.
- Dzień dobry. Czy pan Phillipp?
- Tak. Dzień dobry.
- Proszę Pana, z tej strony Zuza, poznaliśmy się w pociągu jakiś rok, temu, kiedy to…
- Cześć Zuza! – przerwał mi z radością rozmówca. – Co u Ciebie?
- Miałam  dzwonić w razie problemów. Więc dzwonię.
- Co się stało?
- Moja mama nie żyje, a tata wyrzucił mnie z domu.
- Znajdź jakieś miejsce, żeby się „przechować”, podaj mi adres, a ja będę we Wrocławiu pierwszym samolotem.
- ul. Armii Krajowej 25/6.
- Czekaj tam na mnie…
--------------------------------
Znów marnie. Ale może powolutku wraca wena?
Następny w piątek rano (bo wyjeżdżam).