piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 11

Reszta dnia minęła nam na rozmowach o życiu. Philippa, Aleksa, Lahmowych rodziców i historii mojego życia. Gdy skończyłam opowiadać pani Lahm poprosiła męża i syna, aby poszli z nią na chwilę do kuchni. Zostaliśmy z Aleksem sami.
- Nie było tak źle. – powiedziałam, uśmiechając się do chłopaka. – Chyba Cię zaakceptowali.
- Wiesz? Mnie to mało obchodziło, czy zaakceptują. Kocham Philippa, czy to się komuś podoba, czy nie. – podniósł dumnie głowę do góry, po czym mocno mnie przytulił. – Dzięki, Zuzia. – powiedział po niemiecku, po czym przeszedł na polski. – Dzięki, kochanie, za wsparcie. Dzięki za to, że mieszkasz z Philippem. Dzięki, że nie muszę być o niego zazdrosny ;) I dziękuję za to, że jesteś dla mnie jak młodsza siostra i kocham Cię z całego, mojego, malutkiego, gejowskiego serduszka.
- Oooo, Aleks. – zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. – Ja też Cię braciszku, kocham z całego, mojego, gejowskiego serduszka.
- Nie jest ono malutkie?
- A jak może być malutkie skoro musi tyle wielkich osób pomieścić?
 - No, tak. – Rosjanin uśmiechnął się i ponownie przytulił.
W tej samej chwili do ogrodu wrócili państwo Lahm z ogromnym pudełkiem.
- Kochani, chcielibyśmy Wam jeszcze o czymś powiedzieć. – zaczęła mama Lahm, kładąc pudełko na stoliku przed nami. – Philipp Wam pewnie nie mówił, ale mieliśmy jeszcze drugie dziecko. Dziewczynkę. Zechciejcie zobaczyć zdjęcia.
Lahmy wyjmował zdjęcia, a otwarte pudełko aż kusiło, żeby do niego zajrzeć. Więc to zrobiłam. Z boku, obok sterty papierów leżała do góry nogami jakaś zabawka. Jak się później okazało, niebylejaka. Był to brunatny miś, wysoki na jakieś centymetrów z urwanym uszkiem.
- Tobias. – wyszeptałam, po chwili trzymania go w rękach. Nie wiem, jakim cudem, ale byłam święcie przekonana, że i ja miałam takiego miśka, gdy byłam mała.
- Co powiedziałaś? – dopytał pan Lahm, patrząc na żonę.
- Miałam podobnego misia w dzieciństwie. Nazywał się Tobias.
- Miałam rację. – mama Philippa podeszła do mnie i położyła mi ręce na ramionach. – Kochanie, czy mogę jeszcze zobaczyć Twój dowód?
- Jasne, proszę bardzo. – odpowiedziałam i wyjęłam z torebki dokument. Gdy kobieta go zobaczyła, musiała oprzeć się o stolik.
- Proszę Pani… Wszystko w porządku?
- Laura… Robert, to jest nasza Laura. Laurka kochana. – Kobieta objęła mnie ramionami i przyciągnęła do siebie.
- Mamo, to możliwe?
- Wyjmij wszystkie papiery dotyczące Laury Lahm. I odłóż je z powrotem, jeśli coś się nie zgadza. Dobrze znasz Zuzię, żeby zweryfikować wpisane tam informacje.
Nie odłożył… Nie odłożył ich… Jak to możliwe. Byłam ich córką? Byłam naprawdę siostrą Lahma? Miałam prawdziwą rodzinę? Kim byli Ci ludzie w Polsce? Nie byłam z nimi spokrewniona? Jakim cudem się tam znalazłam?
Nie potrafiłam powstrzymać łez. Nie wiedziałam, co się dzieje wokół mnie. Jeszcze parę minut temu byłam zwykłą dziewczyną z Wrocławia, mieszkającą u światowej klasy piłkarza, a tu nagle okazuje się, że jestem jego siostrą.
- Czy to prawda? – zapytałam, przełykając łzy.
- To musi być prawda. Och, po tylu latach w końcu się odnalazłaś. Zuziu, córeczko. Zostaniecie, kochani, z nami do jutra?
- Mamuś, nie mogę. Jutro mam trening.
- A Ty, Zuziu?
- Wolałabym wrócić z Philippem. Pozatym nie mam rzeczy dla maluchów.
- Trudno. Ale przyjedziecie w najbliższym dniach?
- Tak, proszę Pani. – odpowiedziałam z uśmiechem i zaczęliśmy zbierać się do wyjazdu.

---------------------------------
Wrzucam dzisiaj, bo ostatnio strasznie zawalałam :)
A pozatym, chciałabym w końcu zacząć jakiś nowy projekt
i przenieść blogi z Onetu na Blogspota :)
Pozdrawiam :*

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 10


Jechaliśmy w stronę małej miejscowości leżącej niedaleko Monachium. Przez całą drogą miałam wrażenie, że kiedyś już widziałam te miejsca. Tylko jak to jest możliwe? Przecież odkąd pamiętam, mieszkam w Polsce. Moimi rodzicami są Beata Tomczyk i Marek Majewski, tak? Jest za dużo niewyjaśnionych wątków w moim życiu.  
Dom Lahmowych rodziców był w kolorze jednego z odcieni pomarańczu. Gdy przyjechaliśmy, jego mama zamknęła bramę za BMW Philippa, a tata rozpalał grilla. Co najśmieszniejsze, całe otoczenie domu było takie, jak w moim śnie. Kiedy opuściłam samochod, mama mojego przyjaciela od razu przyszła się przywitać.
- Mamo, to jest Zuzia, moja przyjaciółka. Opowiadałem Ci o niej. A te dzieci w wózku to jej rodzeństwo: Ana i Piter.
- Witaj Zuzia, miło mi Cię poznać. – mama przyjaciela wycałowała mnie, zajrzała do wózeczka, a potem zaczęła mi się badawczo przyglądać.
- Coś… Coś nie tak? – zapytałam zmieszana.
- Nie, nic się nie stało, skarbie. – odpowiedziała, po czym zwróciła się w stronę Alexa. – A Pan to…
- Pietrow. Aleksandr Pietrow. Jestem przyjacielem Zuzanny i Philippa. Miło mi Panią poznać. – powiedział Alex i pocałował mamę Lahm w rękę.
- Chodźcie kochani, Roland już wstawia szaszłyczki.
Wszyscy razem poszliśmy do ogrodu, gdzie był ojciec Lahma. I trzeba przyznać, że syn zdecydowanie wdał się w ojca. Usiadłam na ławce obok Alexa i wyjęłam dzieciaki z wózka.

- Trzeba przyznać, Zuziu, że rodzeństwo wogóle do Ciebie niepodobne. - powiedziała mama Lahma, biorąc ode mnie Piotrusia.

- Ma Pani rację. Ale ja do rodziców też nie byłam podobna.

- Może masz geny po dziadkach?

- Niestety, nigdy nie miałam okazji ich poznać...

- Bardzo mi przykro. - odpowiedziała kobieta, wyraźnie zmieszana.

- Nie szkodzi. Obecnie moją rodziną jest dla mnie Pani syn, Aleksandr i dzieciaki.

- Wybacz mi niedyskretne pytanie, ale czy Ty spotykasz się z Philippem? To znaczy... Czy jesteście razem?

Zerknęłam na Lahma. To był właśnie ten moment, w którym on powinien się przyznać. I do bycia innej orientacji i do Pietrowa.

- Mamuś, tato, moglibyście usiąść? Chciałbym Wam coś oznajmić. A więc...

Zaciął się. Najnormalniej w świecie chłopak się zaciął. Popatrzyłam mu w oczy. Było w nich olbrzymie przerażenie i strach przed zranieniem rodziców. Wciąż siedząc na ławce trzymałam go za rękę. I chyba mu to pomogło, bo w końcu się przełamał.

- Boję się tego powiedzieć, ale... Mamo... Tato... Ja... Aleksander... My... No... Jestem gejem.

- Co?!

- Wolę chłopców, mamo. Nie chciałem Was ranić.

- Synku... - mama Philippa podeszła i mocno go do siebie przytuliła, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.

- Przepraszam, mamo...

- A jesteś szczęśliwy z nim chociaż? - zapytała mama, patrząc na Aleksa.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo...
--------------------------------------
Mogło być lepiej,
ale jest.
Pozdrawiam :*

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 9

Dochodziła 17, a Philipp dalej nie wrócił z treningu. Martwiłam się, bo nawet Alex zdążył już przyjść i właśnie usiłował wyciągnąć ode mnie opinię na temat chłopaka, który się ze mną umówił.
- Przepraszam Alex, ale muszę już zacząć się ubierać. Popilnujesz dzieci?
- Jasne Zuziu.
- Ty, jako jedyny, nie masz problemu ze zdrobnieniami mojego imienia. - zaśmiałam się i ruszzyłam w stronę łazienki.
- To dlatego, że mówię po rosyjsku. A Tobie już się chwaliłem, że pochodzę z Wołgogradu? Przez jakiś czas pracowałem też w Warszawie. Dopiero od jakichś trzech lat mieszkam w Niemczech, a od roku w Monachium.
- Mówisz po polsku?
- Bardzo dobrze to nie, ale dogadam się.
- Dobra, pogadamy za chwilę, bo naprawdę się nie zbiorę.
Ledwie udało mi się wejść do łazienki, a po paru minutach usłyszałam stukanie do drzwi i rozemocjonowany głos Philippa, że mam wychozdić. Kazałam mu napić się herbaty i dopiero wrócić pod drzwi. Gdy przyszedł ponownie, ja akurat była w pełni gotowa (ubrana, umalowana...).
- Przepraszam, jednak warto było czekać. - powiedział i pocałował mnie w policzek. - Wyglądasz prześlicznie.
- Dziękuję. Ej, a czy przed przyszłotygodniowym spotkaniem, moglibyśmy jechać po jakiś ładny ciuszek? Proszę.
- Nawet powinniśmy. Idź już, bo się napatrzyć nie mogę.
Weszłam do kuchni. Alex prawie z krzesła spadł, jak mnie zobaczył.
- Pięknie wyglądazs. - wykrztusił najpierw po rosyjsku, a potem po polsku i niemiecku.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i zaczęłam pakować rzeczy maluchów do torby.
- To jak z tym chłopakiem, który się z Tobą umówił? - zapytał Alex po polsku, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.
- Mówi po niemiecku, to na pewno. Ale na moje oko nie jest Niemcem. Z Europy Wschodniej też raczej nie. I nie Francuz, ani Włoch.
- No to niewiele Ci tych narodowości zostało. Hiszpan, Portugalczyk, "Beneluksiarz" lub Brytyjczyk. Przystojny chociaż?
- Dla mnie tak. A dla Ciebie to nie wiem, bo Ty spaczony umysł masz.
- Dzięki, że masz tak dobre zdanie o mnie.
- Dobra, ferajna, zbieramy się. - zakrzyknął Philipp po wyjściu z łazienki.
Postawił na elegancki luz. Koszula z krótkim rękawem, sweterek i jeansy. Zresztą Aleksandr ubrany był podobnie. Tylko ja odstrzelona w sukienkę. No i Ania. Ale to jest dziecko.

--------------------------------
Jestem z siebie dumna!
I wybaczcie, że tak późno...