sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 2

Pochłaniałam wszystko, co leżało na moim talerzu. Dawno się tyle nie najadłam, co dzisiejszego wieczoru. Philipp patrzył z uśmiechem na znikające jedzenie.
 - Przepraszam, nie powinnam się tak rzucać na tą polację. Po prostu dawno nie miałam możliwości zjeść do syta. – powiedziałam, gdy kolejna kanapka wylądowała w moim żołądku.
- Nie szkodzi, Zuza, nie przejmuj się. Pewnie będziesz chciała wziąć prysznic?
- Jeśli Ci to nie sprawi problemu…
- Żadnego – uśmiechnął się mężczyzna, a następnie podszedł do szafy. Wyjął z niej koszulkę, bokserki i podał je mnie. Popatrzyłam pytająco na Philippa.
- Wyprać sobie rzeczy musisz, przecież nie będziesz chodzić w brudnych. I nie przejmuj, się, moje spodenki są czyste.
- Dziękuję. – powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Nie ma za co, Zuza.
Weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na zatrzask. Spojrzałam w lustro. W końcu jakoś wyglądam. Gdybym jednak nie spotkała Philippa… Pewnie głodna spałabym w szpitalu na ławce. Prysznic dodał mi trochę pozytywnej energii. Ubrana w ciuchy chłopaka wróciłam do pokoju.
- Sytuacja wygląda tak. Ty śpisz na łóżku, a ja na kanapie. OK?
- Nie, nie OK. – odpowiedziałam – Nie będziesz przeze mnie spał na kanapie. Ja się częściowo do Ciebie wprosiłam, więc…
Naszą dyskusję przerwał dźwięk telefonu mojego towarzysza. Prawdopodobnie to dzwoniła mojaja mama, bo podałam jej ten numer (na jego prośbę!), aby miała ze mną jakikolwiek kontakt. Jednak, gdy odebrałam telefon, usłyszałam od pielęgniarki, żebym natychmiast zjawiła się w szpitalu. Opowiedziałam o tym niemieckiemu koledze, a gdy skończyłam on narzucił na mnie swoją kurtkę, sam ubrał bluzę i wyciągnął mnie z hotelowego pokoju. Szybko zjechaliśmy windą na parter, po czym wyszliśmy z budynku. Akurat podjeżdżała taksówka, więc wsiedliśmy do środka, a ja poprosiłam o podwózkę w stronę szpitala. Pół godziny później siedzieliśmy pod salą, w której- zgodnie z tym co powiedziała pielęgniarka – moja mama rodziła swojego potommka, a moje rodzeństwo. Poród był dość szybki i już parę godzin później trzymałam w wychudzonych rękach moje małe rodzeństwo – Piotrusia i Anię Majewskich. Zapytałam mamę, jakie ma plany na dalsze życie. W odpowiedzi usłyszałam, że chce wrócić do Wrocławia i mieszkać z tatą.
- Przecież on zabije Ciebie i dzieci, jak się dowie, że byłaś w ciąży. Posądzi Cię o zdradę!
- A co mam zrobić?
- Zostań tutaj, ja Ci przywiozę pieniądze.
- I gdzie będziemy mieszkać?
- Nie wiem, na pewno coś znajdziemy, ale proszę, nie wracajcie do niego!
- Córciu, mam takie pytanie. Kim jest ten kolega, który Ci towarzyszy? To Twój chłopak?
- Poznałam go w popołudniowym pociągu, mamo. On mnie doprowadził do stanu używalności, zawiózł do szpitala i dał do ubrania to – wskazałam na siebie – bo moje ciuchy aktualnie się piorą.
- Ale Ty go wcale nie znasz.
- A co miałam zrobić? Spędzić noc na szpitalnym korytarzu, z obitą twarzą, w brudnych ciuchach? Jasne, że nie wiem, co mnie czeka będąc u Philippa, ale dlaczego miałam nie spróbować, przecież… - nie mogłam znaleźć odpowiedniego argumentu.
- Córciu, Ty nie wracaj już do ojca. Ja wrócę i może uda mi się z nim dogadać.
- Nie! Nie pozwalam! Nie możesz wrócić z dzieciakami do ojca.
Niestety, upór jest tą cechą mojej mamy, z którą nie da się walczyć. Jak się na coś zdecyduje, nie ma przebacz. Powiedziałam rodzicielce, że odwiedzę ją dziś popołudniu, a teraz pojedziemy do hotelu odpocząć. Być może Philipp wie, być może nie, ale jestem mu bardzo wdzięczna. Opiekuje się niespełna 18-letnią dziewczyną, poznaną w pociągu. I nie wiem czemu, ale naprawdę mu ufam. Mam dziwną pewność, że nie zrobi mi nic złego.
Po 20 minutach byliśmy powrotem w hotelowym pokoju. Philipp poszedł wziąć prysznic, a ja położyłam się na kanapie, gdzie, po paru minutach, zasnęłam. Obudziłam się, gdzy nadeszła pora obiadu. Mężczyzna był już ubrany i dopinał marynarkę.
- Dzień dobry. – powiedział z szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry. Jak samopoczucie?
- Bardzo dobrze, dziękuję. Posłuchaj, Zuza, jest taki mały problem. Powinienem Ci powiedzieć wcześniej, że muszę dziś wracać do Monachium. Przepraszam. – skruszony spuścił głowę – Zuza, ja nie chciałbym, żebyś tu została z ojcem, który Cię bije.
- Nie mogę zostawić mamy i dzieci na jego pastwę. Ja…
- Posłuchaj.- przerwał mi Philipp i chwycił za nadgarstki. – Jeżeli cokolwiek, powtarzam, COKOLWIEK, będzie Ci zagrażało, tata będzie Ci groził, potkniesz się na kamieniu, upadniesz i rozetniesz sobie kolano, COKOLWIEK, to od razu do mnie dzwoń. OD RAZU, ROZUMIESZ?! Nie chcę, aby coś Ci się stało. Tu – podał mi karteczkę – masz mój numer telefonu. Pamiętaj, żeby zadzwonić.
- Dobrze, będę pamiętać.
- Super, a teraz zmykaj się przebrać. Podrzucę Cię do szpitala. Ale najpierw pójdziemy na obiad, oczywiście.

------------------------
Miał być wieczorem, ale wiem, ze nie dałabym rady.
Za chwilę Limanowa, potem impreza z rodzicami w Krakowie ;)
Miłego weekendu!  :*

piątek, 20 lipca 2012

Rozdział 1

Usiadłam w przedziale i popatrzyłam za okno. Zobaczyłam swoje odbicie w szybie. Rozcięta warga, łuk brwiowy, krwotok z nosa, podbite oko. A to tylko twarz. Oprócz tego, posiniaczone ciało...
Poczułam delikatny dotyk na twarzy. Odwróciłam głowę i zobaczyłam klęczącego przede mną mężczyznę wyjmującego kolejne chusteczki higieniczne. Jedną z nich przerwał, zrolował i wsadził mi do nosa.
- Lepiej się czujesz? – zapytał nieznajomy po niemiecku. „Mamo, dziękuję, że zmuszałaś mnie do nauki tego języka”.
- Tak, dziękuję. – odpowiedziałam i spróbowałam uśmiechnąć się do niego, co spowodowało, że moja warga znów zaczęła krwawić.
- Pozwoli Pani, że zapytam, kto Pani to zrobił?
Odwróciłam głowę. Przecież nie powiem mu, że tata mnie bije. Wyjęłam chusteczkę z nosa i włożyłam kolejną.
- Przepraszam, chyba Panią... uraziłem – powiedział zmieszany. – To może chociaż powie mi Pan, dokąd Pani jedzie?
- Wybieram się do Warszawy, do mamy.
- Mama tam mieszka?
- Nie... Leży w szpitalu.
- Kurde. – mężczyzna schował twarz w dłonie – Przepraszam Panią. Chciałem być miły, a... Im bardziej się staram, tym bardziej mi nie wychodzi.
- Nie szkodzi. Przecież Pan nie chciał... – odpowiedziałam z miną niewyrażającą żadnych emocji.
- Ale jest Pani smutno...
- Nie jestem smutna, tylko gdy spróbuję się z powrotem uśmiechnąć to... – mimowolnie moje wargi rozszerzyły się do uśmiechu i dolna warga ponownie rozkrwawiła się.
- Już rozumiem, przepraszam. – przyłożył mi chusteczkę do ust, po czym objął mnie ramieniem i mocno przytulił do siebie.
Rozpłakałam się i opowiedziałam mu całą swoją historię. O tym, że jesteśmy bardzo biedni, o pijaństwie i agresywności taty, pobiciu mamy. Czułam się tak spokojna, gdy mnie obejmował. Jeszcze nigdy nikomu nie powiedziałam, co dzieje się u mnie w domu. Gdy to zrobiłam, poczułam niewyobrażalną ulgę.
- Nie przedstawiłem się. Jestem Philipp.
- Zuzanna.
- Su...?
- Zuza.
- OK, Zuza. Zuza, powiedz mi, czy Ty w ogóle masz gdzie przenocować w te4j Warszawie? Przecież nikt nawet nie wie, że przyjeżdżasz.
- Masz rację. Ale może zostanie mi trochę kasy na jakiś nocleg.
- Możesz... Możesz przenocować u mnie.
- Nie, Ty masz, na pewno masz dziewczynę, ona, by ona nie chciała...
- Spokojnie, nie mam dziewczynę – zaśmiał się mężczyzna i ponownie mocno mnie przytulił.
Reszta drogi minęła nam na rozmowie i grze w karty. Gdy od Dworca Centralnego w Warszawie dzieliło nas ok. 20 minut drogi, Philipp zabrał mnie do łazienki, abym się trochę ogarnęła. Popatrzyłam w lustro. Moja twarz nadal wyglądała strasznie, ale przynajmniej nie krwawiłam. Gdy wyszłam z pomieszczenia, mój towarzysz podróży zaproponował, że pojedzie ze mną do szpitala, a potem ja prześpię się u niego. Nie odmówiłam. Wiedziałam, że tak naprawdę nie wystarczyłoby mi pieniędzy na nocleg. Z pociągu wysiedliśmy po 16:30, a na jej oddziale odwiedziny kończą się o 17. A przynajmniej kończyły się, gdy byłam tam ostatnim razem.  Ale może, ze względu, że jadę z daleka, wpuszczą mnie później?
Tak jak przewidywałam, w szpitalu byliśmy po zakończeniu. Z nowym znajomym pod rękę, szliśmy na oddział, a potem do pokoju, w którym leżała mama. Weszłam do pomieszczenia, gdzie widziałyśmy się po raz ostatni i... Nigdzie jej nie było. Dopiero po chwili zorientowałam się, że moja rodzicielka to dobrze odżywiona, zdrowa kobieta z dużym brzuchem.
- Mamo? – usiadłam obok jej łóżka i wzięłam jej rękę w dłonie.
- Zuzia? To Ty? – przerażony głos mamy sprawił, że  ciarki przeszły po całym moim ciele. – Co Ci się stało?
- Nic, tylko tata szukał pracy. A Tobie?
- Może powiem Ci to wprost, córeczko. Jestem w ciąży.
- Ale jak to?
- Eee... Chyba wiesz, jak się „TO” odbywa...
- Wiem, ale... Z tatą? – mama pokiwała głową, a ja schowałam twarz w dłoniach. – Nie wiedziałam, że jeszcze z nim sypiasz.
- Ostatni raz spałam z nim dzień przed trafieniem tutaj.
- Ale dlaczego to robisz?
- Bo go kocham...
-------------------------
Miał być jutro, jest dzisiaj,
Bo jedna z bliskich memu sercu czytelniczek jutro wyjeżdża.
Pozdrawiam :*

niedziela, 15 lipca 2012

Prolog

- Tato! Tato, przestań! TATO!! – mój krzyk mieszał się z płaczem, a krwawiąca warga bolała niemiłosiernie.
Znowu powtórzyła się sytuacja sprzed kilku dni. Ojciec poszedł spotkać się z kumplami (wersją oficjalną jest: SZUKAĆ PRACY!), upili się, a potem wrócił do domu. Niestety, po alkoholu robi się agresywny. I bije mnie. Mamę też bił, dopóki nie trafiła do szpitala. Teraz bije mnie też, gdy tylko wspomnę, że chciałabym jechać odwiedzić moją rodzicielkę. On pobił ją tak dotkliwie, że musiała ją karetka odwieźć, a sam trafił na izbę wytrzeźwień. Dzisiaj pobił mnie za to, że nie znalazł butelki piwa w lodówce. Mógł nie wypijać, a poza tym i tak nie mogłabym mu tego piwa kupić – jestem niepełnoletnia.
- Ty mała k***o! Co Ty sobie myślisz? Że ja w takim syfie będę mieszkał?! Ty nawet lodówki zaopatrzyć nie umiesz?! Jak Ci się nie chce w domu robić to WON DO PRACY!!
- Ale tato, ja…
- Cicho! – przerwał mi i uderzył w policzek.
Wyrwałam się z żelaznego uścisku, który doprowadził moją prawą dłoń do odrętwienia. Postanowiłam jechać, bez jego zgody, do mamy. Będzie trochę przerażona, gdy zobaczy mnie w takim stanie, ale trudno. Nie byłam u niej ponad 5 miesięcy. Leży w szpitalu w Warszawie. Z Wrocławia jest daleko, ale wzięłam trochę kasy z renty mamy, która przyszła rano. Mam nadzieję, że wystarczy…  


-------------
Witajcie kochani!
To ja, Wasza Girl :)
Przerzuciłam się na Bloggera,
bo ONET nawala :(
Oto nowe opowiadanie,
specjalnie dla Was.
Rozdział dedykuję AGATCE :*