Pochłaniałam wszystko, co leżało na moim talerzu. Dawno się tyle nie najadłam, co dzisiejszego wieczoru. Philipp patrzył z uśmiechem na znikające jedzenie.
- Przepraszam, nie powinnam się tak rzucać na tą polację. Po prostu dawno nie miałam możliwości zjeść do syta. – powiedziałam, gdy kolejna kanapka wylądowała w moim żołądku.
- Nie szkodzi, Zuza, nie przejmuj się. Pewnie będziesz chciała wziąć prysznic?
- Jeśli Ci to nie sprawi problemu…
- Żadnego – uśmiechnął się mężczyzna, a następnie podszedł do szafy. Wyjął z niej koszulkę, bokserki i podał je mnie. Popatrzyłam pytająco na Philippa.
- Wyprać sobie rzeczy musisz, przecież nie będziesz chodzić w brudnych. I nie przejmuj, się, moje spodenki są czyste.
- Dziękuję. – powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Nie ma za co, Zuza.
Weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na zatrzask. Spojrzałam w lustro. W końcu jakoś wyglądam. Gdybym jednak nie spotkała Philippa… Pewnie głodna spałabym w szpitalu na ławce. Prysznic dodał mi trochę pozytywnej energii. Ubrana w ciuchy chłopaka wróciłam do pokoju.
- Sytuacja wygląda tak. Ty śpisz na łóżku, a ja na kanapie. OK?
- Nie, nie OK. – odpowiedziałam – Nie będziesz przeze mnie spał na kanapie. Ja się częściowo do Ciebie wprosiłam, więc…
Naszą dyskusję przerwał dźwięk telefonu mojego towarzysza. Prawdopodobnie to dzwoniła mojaja mama, bo podałam jej ten numer (na jego prośbę!), aby miała ze mną jakikolwiek kontakt. Jednak, gdy odebrałam telefon, usłyszałam od pielęgniarki, żebym natychmiast zjawiła się w szpitalu. Opowiedziałam o tym niemieckiemu koledze, a gdy skończyłam on narzucił na mnie swoją kurtkę, sam ubrał bluzę i wyciągnął mnie z hotelowego pokoju. Szybko zjechaliśmy windą na parter, po czym wyszliśmy z budynku. Akurat podjeżdżała taksówka, więc wsiedliśmy do środka, a ja poprosiłam o podwózkę w stronę szpitala. Pół godziny później siedzieliśmy pod salą, w której- zgodnie z tym co powiedziała pielęgniarka – moja mama rodziła swojego potommka, a moje rodzeństwo. Poród był dość szybki i już parę godzin później trzymałam w wychudzonych rękach moje małe rodzeństwo – Piotrusia i Anię Majewskich. Zapytałam mamę, jakie ma plany na dalsze życie. W odpowiedzi usłyszałam, że chce wrócić do Wrocławia i mieszkać z tatą.
- Przecież on zabije Ciebie i dzieci, jak się dowie, że byłaś w ciąży. Posądzi Cię o zdradę!
- A co mam zrobić?
- Zostań tutaj, ja Ci przywiozę pieniądze.
- I gdzie będziemy mieszkać?
- Nie wiem, na pewno coś znajdziemy, ale proszę, nie wracajcie do niego!
- Córciu, mam takie pytanie. Kim jest ten kolega, który Ci towarzyszy? To Twój chłopak?
- Poznałam go w popołudniowym pociągu, mamo. On mnie doprowadził do stanu używalności, zawiózł do szpitala i dał do ubrania to – wskazałam na siebie – bo moje ciuchy aktualnie się piorą.
- Ale Ty go wcale nie znasz.
- A co miałam zrobić? Spędzić noc na szpitalnym korytarzu, z obitą twarzą, w brudnych ciuchach? Jasne, że nie wiem, co mnie czeka będąc u Philippa, ale dlaczego miałam nie spróbować, przecież… - nie mogłam znaleźć odpowiedniego argumentu.
- Córciu, Ty nie wracaj już do ojca. Ja wrócę i może uda mi się z nim dogadać.
- Nie! Nie pozwalam! Nie możesz wrócić z dzieciakami do ojca.
Niestety, upór jest tą cechą mojej mamy, z którą nie da się walczyć. Jak się na coś zdecyduje, nie ma przebacz. Powiedziałam rodzicielce, że odwiedzę ją dziś popołudniu, a teraz pojedziemy do hotelu odpocząć. Być może Philipp wie, być może nie, ale jestem mu bardzo wdzięczna. Opiekuje się niespełna 18-letnią dziewczyną, poznaną w pociągu. I nie wiem czemu, ale naprawdę mu ufam. Mam dziwną pewność, że nie zrobi mi nic złego.
Po 20 minutach byliśmy powrotem w hotelowym pokoju. Philipp poszedł wziąć prysznic, a ja położyłam się na kanapie, gdzie, po paru minutach, zasnęłam. Obudziłam się, gdzy nadeszła pora obiadu. Mężczyzna był już ubrany i dopinał marynarkę.
- Dzień dobry. – powiedział z szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry. Jak samopoczucie?
- Bardzo dobrze, dziękuję. Posłuchaj, Zuza, jest taki mały problem. Powinienem Ci powiedzieć wcześniej, że muszę dziś wracać do Monachium. Przepraszam. – skruszony spuścił głowę – Zuza, ja nie chciałbym, żebyś tu została z ojcem, który Cię bije.
- Nie mogę zostawić mamy i dzieci na jego pastwę. Ja…
- Posłuchaj.- przerwał mi Philipp i chwycił za nadgarstki. – Jeżeli cokolwiek, powtarzam, COKOLWIEK, będzie Ci zagrażało, tata będzie Ci groził, potkniesz się na kamieniu, upadniesz i rozetniesz sobie kolano, COKOLWIEK, to od razu do mnie dzwoń. OD RAZU, ROZUMIESZ?! Nie chcę, aby coś Ci się stało. Tu – podał mi karteczkę – masz mój numer telefonu. Pamiętaj, żeby zadzwonić.
- Dobrze, będę pamiętać.
- Super, a teraz zmykaj się przebrać. Podrzucę Cię do szpitala. Ale najpierw pójdziemy na obiad, oczywiście.
------------------------
Miał być wieczorem, ale wiem, ze nie dałabym rady.
Za chwilę Limanowa, potem impreza z rodzicami w Krakowie ;)
Miłego weekendu! :*